p o w i t a n i e

Witam serdecznie wszystkich gości!
Może herbaty?


Siadaj wygodnie...




usiądź wygodnie

usiądź wygodnie

8 gru 2008

PRZETWORY 3

Przybyłym dziękuję za przybycie!

Dla tychże i pozostałych zainteresowanych do obejrzenia zdjęcia Jędrzeja Kołtunowicza na:


W tym roku ponownie w duecie z Karoliną Czarską tworzyłyśmy pokój z materii odzyskanej do którego zapraszałyśmy odwiedzających wystawę hasłem przewodnim umieszczonym na prawie ;) niewidzialnej ścianie zżytych koszulek biurowych.


moje małe (nie:)pokoiki:




Karo i jej lampa stojąca:



Kolekcja roll&light:)zawiera jeszcze: stolik, taboret i żyrandol, wszystko wykonane przez Karolinę z entuzjazmem z tekturowych rolek. Były też pięknie ilustrowane na nowo stare książki...

Foty wkrótce.

28 lis 2008

BIĆ ALBO NIE BIĆ- konkurs na plakat kampani społecznej



brief konkursu Młode Orły 2008 :Bić albo nie bić

Ciężka ręka ojca, mokra ściera matki - kary fizyczne są nadal normą w wychowaniu dzieci. Niestety wielu z nas powiela ten model i przemoc stosowana wobec najmłodszych obecna jest nawet w najlepszych domach. Po takie "środki przymusu bezpośredniego” nie wolno sięgać w żadnym wypadku.Zaprojektuj plakat skierowany do rodziców informujący, że nawet najmniejszy przejaw przemocy fizycznej wobec dziecka wyrządza wielkie szkody.




Dzięki życzliwości Karoliny Czarskiej i rodziny Karoliny...zrealizowałam swoje pomysły na plakat konkursowy. Poniżej rezultaty:

30 wrz 2008

projekt logo dla Audioskopu

Pierwszy autorski projekt logo stworzony dla zaprzyjaźnionego internetowego sklepu został zrealizowany przez przez Szanownego Sąsiada Pawła Stelmacha za co bardzo dziękuję

29 wrz 2008

Klimaty Warszawy- ABSTRAKCYJNY PEJZAŻ DŹWIĘKAMI JEJ SZCZEREJ DUSZY MALOWANY

(autoryzowany artykuł już niebawem w październikowych "Klimatch Warszawy")

O kompozytorce, pianistce i wokalistce Indii Czajkowskiej i jej płycie COSMOSPIR, w rozmowie po niesamowitym w swym klimacie koncercie z jej udziałem, dowiedziała się więcej Joanna Kasztelaniec.

Ciemne alchemiczne laboratorium w opuszczonej fabryce, której ściany oddychają wczorajszym industrialnym zgiełkiem. Przestrzeń zatapia się w przedziwnych wręcz sakralnych szeptach a przez wybite szyby okien wlatują ptaki, szum wiatru i kapanie deszczowych kropel. Z tej mozaiki dźwięków wydobywa się złoty dzwonek głosu, który tnie gęstniejące powietrze.

INDIA CZAJKOWSKA związana jest z warszawską sceną muzyki improwizowanej. Jej kompozycje rysują abstrakcyjne muzyczne pejzaże. Poza Wydziałem Filozofii na Uniwersytecie Warszawskim ukończyła Szkołę Muzyczną II stopnia w Łodzi. Komponuje na składy kameralne i elektro-akustyczne Jako improwizująca wokalistka współpracowała m.in. z Milo Curtisem, z ethno-jazzowym składem Ensemble Elektra z Nowego Yorku; wykonywała muzykę żydowska w nowych aranżacjach z Cadyk Ensamble; zaproszona przez producenta płyty zespołu Lux Occulta zdecydowała się na chwilowy flirt, nagrywając ballady w stylu metalowo-triphopowo-industrialnym. Lubi podczas koncertów na żywo bezpośredniość przekazu i kontakt ze słuchaczami. Z satysfakcją wspomina osobiście prowadzony przez 2 lata w klubie Jazzgot cykl spotkań muzyki improwizowanej pt.„Konstelacje”.

MUZYKĘ FILMOWĄ komponuje czasem pisząc całość w nutach i zapraszając muzyków do studia; czasem tworząc wszystko sama przy pomocy komputera, dogrywając, dośpiewując, łącząc elektronikę z instrumentami akustycznymi.

JAKO WOKALISTKA ceni sonorystykę dźwięków. Wychodzi w szerzej rozumianą muzycznie przestrzeń zbliżając swój śpiew i dźwięki wydobywane z instrumentów do odgłosów natury lub klimatów noisowo-industrialnych. Ucieka od konkretności ponieważ rzadko ma poczucie, że tekst jest na tyle dopasowany do muzyki, żeby jej nie zamykać. Ceni w muzyce jej abstrakcyjność, którą uważa za jej niesamowity walor.

O PIERWSZEJ SOLOWEJ PŁYCIE PT. COSPOSPIR mówi, że zawiera dużą porcję wokalu i elektroniki, dla tych którzy nie boją się transferu w inną przestrzeń, nawet jeśli po drodze są mroczne zakamarki. O całość kompozycyjno-aranżacyjną zadbała samodzielnie. Cieszy ją to, że płyta powstała spontanicznie a materiał ma świeży, nie konstruowany charakter. Utwory rodziły się podczas nagrywanych improwizacji do których dogrywała partie wokalne i instrumentalne (preparowane pianino, syntezatory, flet).W pojedynczych utworach oszczędne instrumentarium płyty współtworzą występujący na niej gościnnie muzycy (wiolonczele, gitara grana smykiem). W ostatnim etapie powstawania materiału w masteringu pomagał jej serdeczny przyjaciel, guru polskiej sceny elektronicznej i jazzowej, Tadeusz Sudnik, legendarny realizator Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia. Płytę wyda włoskie wydawnictwo HIC SUNT LEONES, którego właścicielem jest Alio Die, znany twórca industrialnej muzyki dark ambientowej. Sprawa dystrybucji w Polsce jest w toku. A jeśli zdarzy Ci się dowiedzieć o jej koncercie, gorąco polecam!

http://www.india-czajkowska.net/
http://www.myspace/.com/indiaczajkowska
płyta Cosmospir dostępna:
http://www.aliodie.com/
http://www.discogs.com/

24 wrz 2008

Klimaty Warszawy - DRZEWO ROSNIE, KAPELA GRA DALEJ


(autoryzowana rozmowa z Wojtkiem Krzakiem opublikowana w "Klimatach Warszawy"2008 nr 04/08)


DRZEWO ROŚNIE, KAPELA GRA DALEJ

Po rozmowie z Wojciechem Krzakiem nazywam go muzykiem- drzewem, ponieważ mocnym korzeniem wrośnięty jest w muzykę polską, odważnie rozległymi gałęziami swojej wrażliwości dotyka muzyki świata i do przysiadania wśród listowia swoich pomysłów ptactwo wędrowne zaprasza. W swoich poszukiwaniach artystycznych bez kompleksów wzrasta ponad granicami. Świadomy swojej muzycznej tożsamości narodowej pozostaje twórczy. Stąd nieco żartobliwe a jednak z czystą prawdą się nie mijające porównanie z drzewem.


Twoje nazwisko kojarzone jest przede wszystkim z Kapelą ze Wsi Warszawa. Cóż, Kapela istnieje już od 10 lat. Od 7 lat gramy i nagrywamy w niezmiennym składzie: Maja Kleszcz - wiolonczela, basetla, śpiew; Magdalena Sobczak -Kotlerowska - cymbały, śpiew; Sylwia Świątkowska - skrzypce, fidel płocka, suka, śpiew; Piotr Gliński - baraban, ksylofon; Maciej Szajkowski - bęben obręczowy, instrumenty perkusyjne i ja Wojtek Krzak- skrzypce, lira korbowa, drumla, ostatnio bębny. KzwW jest naszą pierwszą i ostatnią przystanią, ulega zmianom ale w składzie personalnym jest stały od lat. Inne projekty są jego dopełnieniem, ale KzwW pozostaje naszą matką i ojcem.





Popularność KzwW w Polsce jest efektem wtórnym jej popularności na Zachodzie. Za granicą w sklepach muzycznych nie mam problemu: półka world music i gdzieś przy Cesarii Evorze czy Buena Vista Social Club płytę Kapeli odnajdę...Tak, to po gombrowiczowsku: przez Zachód trafiliśmy do Polski w zgodzie z charakterystycznym narodowym kompleksem.(śmiech) Dzięki płycie „Wiosna Ludu” nagranej w 2001 zdobyliśmy nagrodę BBC i w ślad za tym poszły zaproszenia z całego świata. Mieliśmy duże szczęście współpracy z profesjonalnymi wydawcami z Europy Zachodniej, którzy dbali o promocję zespołu w innych krajach. Bawi mnie, że do tej pory polski rynek muzyczny nie do końca wie jak nas jeść. Tym czasem KzwW z powodzeniem funkcjonuje w ponad 40 krajach w tym Rosji, Japonii, Tajwanie, USA, Kanadzie, krajach Europy Zachodniej koncertując, nagrywając płyty, muzykę do gier komputerowych, filmów rysunkowych. W Polsce muzyka świata to wciąż nowe odkrycie. Zainteresowanych głębszym zanurzeniem się w nurt world music odsyłam do internetowego sklepu http://www.audioskop.net/





Poproszę o próbę zdefiniowania waszej twórczości. Przede wszystkim nie jesteśmy folkowi. Nasza twórczość jest inspirowana muzyką polską. Biorąc na warsztat utwory tradycyjne, przetwarzamy je w sposób nowoczesny z domieszką punk-rocka, jazzu world music. Efekt pozwala nam być zrozumianymi na całym świecie a muzyka staje się przyswajalna dla każdego słuchacza.





Wspólnie z Mają Kleszcz pełnicie obecnie role ambasadorów, którzy łączą nie tylko style muzyczne ale też muzyków różnych narodowości poszukujących wspólnego mianownika, co realizujecie w projekcie Incarnations. Lubię dwuznaczność tej nazwy: różne nacji w jednym samochodzie... Będąc różnymi jedziemy na tym samym wózku.(śmiech) Jesteśmy krajem monoetnicznym wciąż zamkniętym na naturalne efekty mieszania się kultur. Nasz cel to prezentacja współczesnych artystów z różnych stron świata, których wartość polega na tym, że dokładnie wiedzą skąd są. Wśród zaproszonych są: Andriej Zaporożec z ukraińskiego zespołu 5nizza; Fame, wschodzaca gwiazda hip hopu w Rosji; muzycy afrykańscy Mamadu Diouf z Senegalu; Haddy N’JIE z Gambii; Becaje AW z Mauretanii; Polacy: DJ Feel-X z Kalibra 44; Paweł Mazurczak; Wojtek Hurkacz; Mario ACTIVATOR. Od lat jesteśmy z Mają przesiąknięci muzyką świata, w dużej części za sprawą taty Mai, Włodka Kleszcza, dziennikarza Polskiego Radia, autora sukcesów Trybuni-Tutków i Twinkle Brothers a także pierwszej płyty KzwW. W twej chwili pracujemy wspólnie z Incarnation i Art-clubem PracoVnia nad projektem nagrań rock’n’rollowo-bluesowych na smyki z zaproszonymi wybitnymi muzykami sceny węgierskiej. Jedynym wyznacznikiem współpracy jest jakość i unikalność jej twórców.





Co nastąpi po radosnej, żywiołowej i roztańczonej płycie „Wymiksowanie”KzwW? Najnowsza płyta ”Infinity” realizowana przez Incarnations dla Kapeli ze Wsi Warszawa pierwszy raz w historii zespołu zawiera materiał autorski mój i Mai Kleszcz. Ten pomysł śmiało nazywam współczesną muzyką rozrywkową inspirowaną muzyką ludową. Do udziału w jej powstawaniu zaprosiliśmy muzyków świadomych tego co dzieje się obecnie a jednocześnie otwartych na korzenie m.in.: Jana Tutka, Natalię Przybysz z zespołu Sisters, DJ FEEL-Xa z Kalibra44. Płyta pojawi się we wrześniu, w Polsce będzie dostępna w październiku.

Klimaty Warszawy- HURDY GURDY NEW MAN

(zebrane informacje o lirze korbowej i autoryzowana rozmowa z Maćkiem Cierlińskim, opublikowana w Klimatach Warszawy)


HURDY GURDY NEW MAN

Spieszę wyjaśnić tajemnicze tytułowe słowa artykułu, brzmiące jak dawne zaklęcie albo fragment zabawnej, dziecięcej rymowanki. Hurdy gurdy to angielska nazwa instrumentu zwanego u nas lirą korbową.
Należy ona do grupy instrumentów smyczkowych. Jej specyficzne brzmienie powstaje dzięki pobudzanej do drgań obręczy koła pełniącej funkcję smyczka wprawianego w ruch obrotowy za pomocą korbki oraz wybieraniu strun za pomocą klawiatury. Późniejsza jej nazwa – symphonia – wskazywała na możliwość wydobycia z instrumentu współbrzmień. Hurdy Gurdy Man to tytuł hipisowskiego hymnu pokolenia new-age, skomponowany w 1967r. przez szkockiego artystę Donovana. Mianem Hurdy Gurdy New Man’a pozwalam sobie nazwać warszawskiego wirtuoza tego instrumentu Macieja Cierlińskiego. Co, mam nadzieję, potwierdzić w sprawozdaniu z rozmowy z nim, którą przedstawię w dalszej części tekstu, tym wszystkim, którzy nie mieli przyjemnosci usłyszeć jego gry.
Najpierw jednak przyjrzyjmy się niesłychanie barwnym dziejom hurdy gurdy, który stał się dla niego życiową inspiracją.

Lira korbowa znana jest od prawie 1000lat na obszarze Europy Zachodniej i Wschodniej od hiszpańskiej Galicji po Rosję. Jej powstanie związane jest z pobytem Maurów na Półwyspie Iberyjskim. Początkowo jej dwuosobowej wersji używano do grania nieskomplikowanych melodii kościelnych we wczesnośredniowiecznych świątyniach. W XIII w. zminiaturyzowany instrument na plecach wędrownych bardów wyruszył na kontynent. Akompaniował modlitwom, poetyckim opowieściom o czynach rycerzy, cudach świętych. Gościł w klasztorach, uniwersytetach, w karczmach i na gościńcach średniowiecznej Europy. Powoli zaczął tracić swój elitarny charakter. W XVI urzędnicy angielscy odnotowali akty pogwałcenia zasad dobrych obyczajów przez wędrownych lirników. Zapewne teksty pieśni wykonywanych w towarzystwie liry korbowej nie opiewały jedynie czynów bohaterów i świętych ale odnosiły się do lubieżnego i rozpustnego życia. To wyjaśnia obecność wizerunku hurdy gurdy na obrazie Hieronima Bosha „Ogród ziemskich rozkoszy” gdzie grzesznicy kuszeni przez zgubne przyjemności muzyki świeckiej na ziemi, w piekle zostają skazani na wieczne potępienie.

„Przeklęty” instrument rozprzestrzeniał się na terenie Europy w imponującym tempie. W XVII w. doczekał się uznania w całej Europie. Z czasem w każdym regionie wypracowano własne wizje estetyczne liry korbowej i w różnych zakątkach była budowana w odmiennych formach. Do roli instrumentu dworskiego awansowała na salonach Ludwika XIV. Tam właśnie podjęto poważne studia nad wydobyciem głębi jej brzmienia ku uciesze najwybredniejszych słuchaczy. Na wypolerowanym, bogato inkrustowanym instrumencie grano kompozycje Vivaldiego, później Mozarta. W Niemczech inspirowała Josepha Haydna, później Schuberta.
Zmienne były losy liry korbowej. Na ten przykład Ludwik XV nie podzielając gustów swych podwładnych nakazał „wyrzucić lirę do karczmy”. I tak do czasów rewolucji francuskiej znikła z dworskich salonów i pałaców a podobno za Napoleona trafiła nawet w ręce Kozaków. Na salony powróciła jeszcze za czasów Roussseau, postulującego powrót do natury i tak znów wypomadowana arystokracja mogła się upajać poetyckimi dźwiękami płynącymi z hurdy gurdy. Niewiele później na targowiskach miejskich niemieccy rzemieślnicy zauważyli wzrost sprzedaży ich produktów przy brzmieniach lir korbowych, obsługiwanych przez młode dziewczęta. Interes ten przekształcono w show a występy ”Hessian Broom Girls” zyskały dużą popularność nie tylko w Niemczech.

Jednak lira stała się najbardziej znana w muzyce ludowej jako instrument akompaniujący pieśniarzom zwanym lirnikami wioskowymi. Tu jej dzieje nabierają rumieńców.W dawnej Polsce i na Ukrainie zyskała miano liry dziadowskiej gdyż towarzyszyła wędrownym dziadom. Ci wolni, nie ograniczeni ramami terytorialnymi muzycy snuli umoralniające pieśni i sensacyjne opowieści z dalekiego świata, odgrywając ważną rolę kulturotwórczą. Nawet prości, ubodzy, często ociemniali wędrowni lirnicy stanowili arystokrację wśród żebraków a na dawnych wsiach cieszyli się dużym autorytetem. Traktowano ich jak mędrców i wierzono w szczególną moc ich natchnionej muzyki i proroczych pieśni. Lirnicy organizowali się w cechy i bractwa na których czele stał mistrz. Wymieniali się między sobą repertuarem i doświadczeniem. Istotą ich działania była służba na rzecz krzewienia w środowisku wartości etyczno-moralnych, religijnych oraz estetycznych. Od wstępujących do cechu wymagano przestrzegania, określonych ustnym, niepisanym statusem, norm; zachowania tajemnic cechowych, czemu miała sprzyjać tajna gwara, która się porozumiewano. Właśnie dzięki „zamkniętej” strukturze cechów, systemowi wartości i kanonowi zachowań tradycja lirnicka przetrwała na ziemiach wschodnich, opierając się procesom cywilizacyjnym, w prawie nie zmienionej postaci aż do lat 30tych XX w. W tym czasie do jej zapomnienia przyczyniła się znacznie krwawa czystka wielu ukraińskich lirników zarządzona przez Stalina. Ci lirnicy, którzy ocaleli z eksterminacji, potajemnie kultywując tradycję instrumentu, mogli przekazać wiedzę przyszłym pokoleniom.

W latach 60tych na fali powrotu do tradycyjnej muzyki, powoli na nowo zaczęto interesować się grą na lirze korbowej. Choć nadal instrumenty te pozostają unikatowe, sztuka lirników odradza się dzięki mistrzowskim rekonstrukcjom dawnego instrumentu i zafascynowanych jego brzmieniem muzyków i to nie tylko z nurtu etno-folkowego. Jej elektroniczna wersja wykorzystywana jest w produkcjach jazzowych, rockowych i eksperymentalnych.

Po współczesnych koncertach z udziałem liry korbowej zdarza się słuchaczom zapomnieć w głębokim zamyśleniu zaklaskać, co tylko dowodzi siły przekazu tego instrumentu i jakby intuicyjnego wyczuwania krętej drogi jaką przeszedł.Maciej Cierliński niewątpliwie przyczynia się do popularyzowania liry korbowej. Można go usłyszeć i „na salonach i w karczmach” dzisiejszej Warszawy i nie tylko. Z wyczuciem, talentem i polotem miesza w muzycznym kotle różnych kręgów kulturowych. Otwarty na doświadczenia, współtworzył składy wielu muzycznych grup. W autorskim projekcie „Maćko Korba”, grając z różnymi muzykami odkrywa coraz to nowe i nieznane oblicza swojego instrumentu. W jego muzyce można odnaleźć echa tradycji lirniczo-dziadowskiej obok utworów z m.in. francuskiego baroku, czy melodii celtyckich, bałkańskich, polskich z regionu Mazowsza i Kurpi, ale też nawiązania do muzyki współczesnej jak np. do pioniera minimalizmu Stevea Reicha czy Arvo Part, estońskiego kompozytora muzyki chóralnej i instrumentalnej. Bogactwo jego muzycznych odniesień sprawia, że najbardziej charakterystyczny jego grze jest współczesny nurt muzyki eksperymentalnej. Projekty w których bierze udział wprowadzają w nastrój oderwania od wszelkich schematów myślenia na temat muzyki folkowej. W myśl szkoły muzyki hinduskiej sprawia, że muzyka nie tylko cieszy ucho ale jak sam mówi „działała, tworząc nastrój.” Maciej Cierliński jest doceniany przez mistrzów swojego instrumentu a projekt Maćko Korba został laureatem Grand Prix oraz nagrody I stopnia im. Czesława Niemena na festiwalu Polskiego Radia -Nowa Tradycja 2007. Obok Mikołajków Folkowych jest to najważniejszy polski festiwal reprezentujący muzykę folkową. Wcześniej zdobywał nagrody wraz z zespołami w których grał: -Stara Lipa - Mikołajki Folkowe 1999r, III nagroda, nagroda Św. Mikołaja; Nowa Tradycja 2000r, I nagroda-Yerba Mater - Nowa Tradycja 2003, I nagroda-Zakute Łby i Magdalena - Nowa Tradycja 2005, III nagroda-Maćko Korba - Hurdy Gurdy Festival 2005 - nagroda Hurdy Gurdy Man.


O swojej życiowej pasji i inspiracjach opowiedział mi po koncercie w żoliborskim art.-clubie PraCoVnia.


-Nie jesteś jedynie muzykiem grającym na zrekonstruowanym instrumencie dawnym ale też znawca jego budowy i historii. Poznałeś kilku konstruktorów swojego instrumentu. Opowiedz, proszę o tych spotkaniach.-Niewątpliwie najbardziej znaczącą dla mnie postacią, którą spotkałem jest pan Stanisław Wyżykowski -jeden z pierwszych powojennych konstruktorów tego instrumentu w Polsce. Ciekawostką jest to, że instrument ten po prostu mu się przyśnił i na podstawie snu wiadomo mu było jak go budować. Później spotykałem też bardzo wytrawnych lutników już na terenie Europy jak Helmut Gotschy z Wain, Kurt Reichmann z Frankfurtu, czy Jean Claude Boudet z Jenzat, jednak mimo swojej bardzo wyrafinowanej sztuki lutniczej i wykonywanych na skalę światową instrumentów, nie zarazili mnie tak swoją pasją jak osoba pana Stanisława Wyżykowskiego. Cenię go choćby z tego względu na to, że zbudował czy zrekonstruował lirę korbową na ziemiach gdzie już dawno wyszła z użycia. Cieszę się, że lira korbowa w Polsce odżyła bowiem jest szansa na wytworzenie swoistej jakości tego instrumentu a w związku z tym i muzyki na niej wykonywanej.

- Kto pomógł ci w opanowaniu warsztatu grania na lirze korbowej? Czy miałeś mistrzów, brałeś udział w warsztatach? -Tutaj można by dużo opowiadać. Powiem, że nie zawsze byli to lirnicy, nie zawsze muzycy i nie zawsze ludzie. A jeśli chodzi o warsztaty, to wyśmienite prowadzi sam mistrz liry korbowej Pascal Lefeuvre, który niebawem zagości w Polsce na festiwalu Skrzyżowanie Kultur.


- Czy teraz, po zdobyciu doświadczenia gry na lirze korbowej, dzielisz się tą cenną wiedzą z innymi, młodszymi pasjonatami tego instrumentu ? -Owszem. Jeśli nadarza się ku temu okazja, to jak najbardziej służę całą wiedzą jaką mam na ten temat. Każdemu i bez ograniczeń.


-Współtworzysz projekt (wraz z Tomaszem Zygmontem) Lirnicy XXI w. – mający na celu zaprezentowanie lirników oraz ukazanie kondycji liry korbowej współcześnie. Jak wyglądają spotkania "zakręconych"? -Tak to zacny projekt, który na razie przycichł; być może ze względu na dużą dynamikę rozwoju liry korbowej w Polsce. Myślę ,że stare hasło: "poczekamy zobaczymy" jest tutaj jak najbardziej na miejscu. Lira korbowa w Polsce i ruch środowiska lirniczego musi się nieco rozwinąć, żeby było co dokumentować. Ale na pewno już dziś można wymienić kilku kluczowych lirników jak Jacek Hałas, Janusz Prusinowski, Remek Hanaj, Robert Jaworski, Basia Wylińska. -Jakimi ścieźkami muzycznych inspiracji chadzają grający współcześnie na tym instrumencie muzycy?-Na pytanie powinni odpowiedzieć wszyscy którzy grają na lirze korbowej, ponieważ wydaje mi się, że inspiracje są bardzo zróżnicowane, od zwykłego chodzenia po szarym chodniku, przeżywania codzienności po kantaty Bacha czy dalekie podróże. Jeśli mielibyśmy zawężać inspiracje do dziedzin muzyki to tutaj spotkamy fascynacje tradycją, elektroniką, muzyką współczesną.-Jedną z twoich pamiątek z wakacyjnej podróży po Europie w 2006 roku jest wspaniałe zdjęcie pomnika liry korbowej(wypatrzone na stronie http://www.mackokorba.pl/ ).

- Jak oceniasz kondycję podtrzymywania tradycji grania na lirze na naszym kontynencie?-Pomnik liry korbowej znajduje się w małym niepozornym miasteczku - wsi - Jenzat, leżącym w Owernii na terenie Francji. Jest to miejsce o tyle ciekawe że od lat mieszkają tam lutnicy, którzy zasłynęli z wykonywania tego instrumentu oraz z ciekawych rozwiązań jego konstrukcji. Pomnik jest postawiony właśnie na ich cześć. Co do podtrzymywania tradycji gry na lirze to według badań muzykologicznych z lat 90-tych wynika, że lira korbowa na terenie Europy przeżywa wielki renesans, a grających jest najwięcej w całej jej historii.

- Dzisiejszy świat stał się bardzo mały. Czy nie mylę się w podejrzeniach, że lira inspiruje nie tylko europejskich muzyków? -Wielkość świata zależy tylko od naszego postrzegania go. Jeśli zawężymy je do szybkości przepływu informacji i poruszania się to rzeczywiście- świat staje się mały. Dlatego polecam wszystkim spacer po ruchliwym centrum miasta i liczenie odległości w oddechach, zobaczymy wtedy czy świat jest taki mały (uśmiech). Spróbuj to wykonać, już przy dziesiątym droga zaczyna się dłużyć, a myśli unosić się będą jak obłoki. Granie na lirze spowalnia czas! Ale racja lira znana jest w Stanach, Islandii, Afryce, Japonii, Tajlandii i pewnie jeszcze w wielu miejscach, ale raczej tym zajmują się muzykolodzy. Ja jestem tylko lirnikiem.

-Porozmawiajmy o twoich dokonaniach. Repertuar twoich koncertów łączy często dawne pieśni średniowieczne i renesansowe z psychodelicznym, elektronicznym brzmieniem. Czy oznacza to ,że tradycyjne wykorzystanie liry korbowej stało się dla ciebie niewystarczające? -Oprócz tego że bardzo cenię ten instrument, to staram się nie poprzestawać na jego przedmiotowości i wykorzystuję go do grania po prostu muzyki nie zastanawiając się nad tym że to lira korbowa. Muzyka jest tutaj ważniejsza. Lira jest narzędziem - dla mnie do tego idealnym.-Swoim talentem zasilałeś kilka różnych grup muzycznych: Stara Lipa, Yerba Mater, Slainte, Eternal Tear, Village Kollectiv, Kapela ze Wsi Warszawa, ostatnio Hey a w ramach projektu Maćko Korba dowspólnego grania zapraszasz różnych gości. W towarzystwie jakich instrumentów współbrzmiała do tej pory twoja lira? -Do listy współpracy dodam jeszcze Tonego Gatlifa, Mariusza Kozioła+, Łąki Łan, Studnię "O", Swoją Drogą, Masalę Soundsystem, Reamed, The Reelium, Patryka Zakrockiego, Hansa van Koolwijka, Ryszarda Lateckiego, Rafaela Rogińskiego, Mohammeda Mbow. Zaznaczę tylko że to wszytko wydarzyło się na przestrzeni ok. 10 lat, tak wyszło i pewnie wszystkiego nie wymieniłem. Od powstania Maćko Korby to pojawiły się instrumenty jak ukraińska lira, bęben huculski, harmonium, łańcuchy, wszelakie głosy, akordeon, flet traverso, twarde dyski, mbiry, loopy, instrumenty cisane, dzikie okrzyki. Lista jest dość długa.

-Wielokrotnie byłeś doceniony za swoje dokonania. -Zgadza się, byłem doceniany na festiwalach ale nie sam. Najczęściej były to projekty, w których uczestniczyłem i w związku z tym doceniana była praca kolektywu, a nie jednej tylko osoby. Z wyjątkami (uśmiech).

-Poza muzyka dawną czy inspiracjami z różnych stron świata interesuje cię muzyka współczesna. Swoją grę sam nazywasz eksperymentalną. Jakie inspiracje skierowały cię na tę drogę? -Można wypisać całą listę inspiracji i pewnie o tych najważniejszych bym nie wymienił, ponieważ ich już prawie nie pamiętam, a jednak istnieją w zakamarkach podświadomości np. tak jak pierwszy śnieg jaki w życiu widziałem, czy dźwięki jakie usłyszałem, pierwszy ból czy radość, miłość. Z tych najświeższych to mogę wymienić muzykę Stevego Reicha, Ryszarda Lateckiego, muzykę tradycyjną polską, klasyczną muzykę hinduską, perską, arabską itd. Zahaczyłem uchem niemal wszystkie muzyczne rejony świata i bardzo mi się podobały.

- Czy doświadczyłeś poczucia, że w muzycznym języku można "porozmawiać" bez używania słów? -Tak, ale to oczywiste że muzyka jest najbardziej abstrakcyjnym językiem jaki istnieje. Muzyka improwizowana również ale nie tylko. Takie rozmowy muzyczne obecne są czasem na koncertach między muzykami ale też miedzy publicznością a muzykami. To piękne zjawisko, jeśli w ogóle kategorie estetyczne mogą to opisać.

- Co jest warunkiem chęci wspólnej muzycznej rozmowy z innym artystą? -Warunkiem współpracy jest chęć i określenie tego co mielibyśmy razem robić i tyle.

-Eksperymentujesz z elektroniką, przetwarzasz dźwięki liry korbowej. Skądtaki pomysł i potrzeba? -Myślę że odpowiedzią jest stara nazwa liry korbowej tj. symfonia, co oznacza wielość dźwięków. Loopowanie, powtarzanie i generowanie jednocześnie kilku czasem kilkunastu dźwięków to taka zabawa z naturą tego instrumentu. Efekt jest imponujący (nieskromność) ale to tylko zabawa.

-Jak wygląda poszukiwanie wspólnych poziomów z przedstawicielami innychdziedzin sztuki? -Hm, dziedziny są różne: poezja, muzyka uliczna, taniec, malarstwo.Moim ulubionym współczesnym twórcą plastycznym jest malarz Andrzej Cisowski, wybitny obserwator dzisiejszego świata, symbolista. Znalazł on już uznanie na Świecie ale, jak to bywa, w rodzimym kraju widzieli jego pracenieliczni. Świetnie się razem rozumiemy, co uwieńczone jest wspólnymi performance' ami dźwiękowo-obrazowymi. Dźwięk inspiruje obraz, a od obrazu odbija się myśl, która znów zamienia się w dźwięk. Powstaje koło. Abstrakcyjny wyraz pełni bytu, a zarazem osobliwe przeżycie dla widzów. Proste i nieskomplikowane doświadczanie tego co jest.

-Są takie chwile w życiu, kiedy czujemy, że marzenia się spełniają. Czy w swoim artystycznych działaniach taki stan ci się zdarza? -O tak, marzenia się spełniają i to czasem do bólu. Dlatego trzeba uważać o czym się marzy, żeby pochopnie ich nie roztrwonić.

22 wrz 2008

Królika Dawida poznawanie świata - KRZESŁO Z KORZENIAMI

(opowiastka 2)

Pogodne dni zdarzają się co raz rzadziej. Dziś uśmiech Królika Dawida wszedł na jego buzię razem z pomarańczową kulą zwaną przez niego od niedawna słonkiem na niebie.
Pójdziemy dziś na spacer- pomyślał po przebudzeniu.
- Pójdziemy dziś na spacer – powiedziała Mama ziewając.
Roześmiał się Królik jak zawsze kiedy widzi dwurzędowy mur białych kamyczków w jej buzi.

Siedzę bez ruchu a jednak się poruszam. Poznaję to po tym, że zmienia się wokół to na co patrzę. Czasem bardzo szybko. Tyle niespodzianek i zagadkowych widoków co chwilę. Wcale się nie boję. Słyszę za sobą rozmowy i śmiechy Mamy i Niani.
- Poczekajcie tu chwilę - poprosiła Mama i oddaliła się, zostawiając Królika w wózku i Nianię.
- Zróbmy Mamie„pa, pa”. Zaraz wróci - uspokoiła Niania i zaczęła pokazywać różne rzeczy wokół -Popatrz w górę. Jeszcze trochę kolorowych liści zostało na drzewie. Szkoda, że tak mało. Może pozbieramy te, które spadły i leżą na ziemi?
- W porządku. Ale po co? - zapytał wzrokiem Królik Dawid.
- Hm. Możemy je poprzyklejać z powrotem do gałęzi drzew- zażartowała Niania.
- Co za pomysł. To tak jakby wsadzić mnie znów do brzucha Mamy. Byłoby cudownie ale ja się cieszę , że jestem tutaj. Liście pewnie też - pomyślał głośno Królik.
- Przyznaję, to nie najlepsza myśl-odpowiedziała patrząc na jego niepewną minę - Rozejrzyjmy się trochę. Może znajdziemy coś interesującego. O! Zobacz! Daleko nigdy nie trzeba szukać.
Tuż przed nimi na trawniku pod drzewem stało zniszczone krzesło. Już na pierwszy rzut oka widać było, ze nie raz już zmokło podczas jesiennych opadów. Lakier złuszczał się z drewna a mokre liście poprzyklejały się do oparcia i siedziska.
- Deszcz nieźle je podlał dziś w nocy, nie?- zauważyła Niania.
- Ciekawe jak duże ma korzenie? -zmarszczone czoło Dawida nie pozostawiało wątpliwości, że zaduma się nad tą sprawą dłuższą chwilę.
Wiedział co to są korzenie, ponieważ często z dużym zainteresowaniem w towarzystwie Kici przyglądał się jak ktoś z domowników podlewa doniczkowe kwiaty na parapecie. Obserwowali razem tajemnicze znikanie wody w ziemi. Wyjaśniono mu już, że pod ziemią jest druga niewidoczna część rośliny, dzięki której może się ona napić, żeby móc rosnąć. To właśnie były korzenie. Ich obecność sprawdzał kiedyś nawet osobiście, mając Kicię na świadka. Po tej badawczej ekspedycji okiennej Kicia z pokorą wzięła winę na siebie za rozsypaną na podłogę doniczkową ziemię. Teraz zdobyta wiedza pozwoliła mu wysnuć przypuszczenie, że podlewane drewnianego krzesła stojącego na ziemi powoduje , że ono rośnie i rośnie.
- Kto wie, może to które widzę w tej chwili było jeszcze niedawno malutkim krzesełkiem z domku dla lalek i misiów?
Rozmyślania przerwał powrót Mamy.
- Kierunek: wielki plac zabaw w parku - zdecydowała swoim wesołym, generalskim głosem.
- Tak jest!- odpowiedziała Niania głośno.
Na króliczej buzi pojawiły się poliki-kwadraciki podkreślające jego rozkoszny uśmiech.

Na miejscu było głośno od pisków ludzkich piskląt. Baczne obserwowanie rozbawionego, kolorowego tłumu dzieciarni było za każdym razem bardzo zajmujące dla Królika Dawida. Jeszcze nie chodził więc nie mógł dołączyć do wesołej kompani, zawsze jednak z uwagą przysłuchiwał się rozmowom. Dziś podobnie, zwłaszcza, że zasłyszany dialog dotyczył zabawkowych mebli.
- Chodź, pokażę ci co znalazłem - powiedział niezbyt głośno chłopiec, ciągnąc dziewczynkę za rękaw.
Stanęli z daleka od pozostałych dzieci w pobliżu ławki na której siedziały rozćwierkane jak ptaszki Mama i Niania Królika z nim samym siedzącym w wózku. Chłopiec wyciągnął z kieszeni kurtki krzesełko i stolik. Były naprawdę malutkie.
- Jakie śliczne mebelki! -klasnęła w ręce uśmiechnięta dziewczynka- Gdzie je znalazłeś?
- Przy huśtawkach, pod liśćmi. Są dla mnie trochę za dziewczyńskie. Weź je jeśli ci się podobają -powiedział zawstydzony chłopiec.
- Dzięki ale może ktoś ich będzie szukał, na pewno zgubiło je jakieś dziecko. Zanieśmy je w tajemnicy tam gdzie je znalazłeś.
Królik widział jak dla niepoznaki dziewczynka siada na huśtawce a chłopiec, niby to sznurując bucik wyciąga mebelki z kieszeni i wkłada je pod małą stertę suchych liści.
- To bardzo szlachetne z ich strony- pomyślał Królik Dawid -Gdybym był już Królem, mianował bym chłopca na swojego rycerza a dziewczynka zostałaby damą dworu w moim pałacu.
Zaczął padać deszcz. Niektóre dzieci stłoczyły się pod daszkiem drewnianego domku ze zjeżdżalnią, naciągając na głowy kaptury, inne pobiegły szybko do rodziców, babć, dziadków i niań. Plac zabaw rozkwitł kolorowymi kwiatami niemal jednocześnie rozłożonych parasoli. Ten piękny obrazek ledwo mignął Królikowi przed oczami a już pędził razem z zaskoczonymi deszczem Mamą i Nianią do domu.
Całe szczęście nie było daleko więc nie zdążyli za bardzo zmoknąć.

Po obiedzie Królik zrobił Niani „pa,pa”i Mama pozwoliła mu usiąść razem z Kicią przy balkonowych drzwiach , żeby mogli popatrzeć na zalane strugami deszczu podwórko. Nie przestało padać i nic nie zapowiadało zmiany. Oboje jednak wcale się tym nie martwili, lubili bowiem obserwować krople deszczu spływające po szybie. W myślach opowiadał swojej towarzyszce o przygodach i obserwacjach dzisiejszego dnia.
...schowali je z powrotem pod stertą liści przy huśtawkach a potem zaczął padać deszcz.-dokończył zakończył swoje telepatyczne sprawozdanie.
-Mrr -mruknęła Kicia- zupełnie jakby powiedziała: ”yhm, to interesujące”.
Oddali się jesiennej zadumie.
-To jednak trochę niepokojące, że zabawkowe mebelki pozostały na dworze kiedy tak pada. Co będzie jak wypuszczą korzenie i urosną podlane rzęsistym deszczem? A pada dziś wyjątkowo długo – pomyślał Królik i zaczął wyobrażać sobie jak małe krzesełko i stolik rosną i rosną.
Jak stają się tak duże, że cały plac zabaw zmieściłby się pod blatem stołu i siedziskiem krzesła. To byłoby nawet praktyczne. Dzieci mogłyby nie przerywać tam zabaw nawet w deszcz. Ale co wtedy jeśli meble przerosłyby drzewa w parku? Jak deszcz mógłby zasilać roślin w wodę? Przecież w takim wypadku wiosną nie mogłyby wypuścić nowych liści a kto wie może zaczęłyby się kurczyć i ostatecznie znikłyby wogóle ? A gdyby meble były jeszcze większe niż drzewa?! Wizja miasta pod wielkim blatem przerośniętych mebli, bez deszczu i terenów zielonych, przeraziła Królika nie na żarty. Katastrofa! -krzyknąłby gdyby umiał mówić.
Jego myśli były dla Kici na tyle głośne, że zaproponowała mu pomoc w zbadaniu tej sprawy.
- Dziękuję ci najmilsza Kiciu, że sprowadzasz mnie na ziemię. Trzeba pomyśleć rozsądnie co zrobić, zanim zdecyduję się ostrzec mieszkańców miasta przed niebezpieczeństwem.
Kicia zaproponowała przeprowadzenie dzisiejszej nocy eksperymentu na ich własnych, domowych meblach.
Królik uznał go niezbędny przed poczynieniem dalszych kroków i podjęcia niełatwej próby poinformowania o sprawie dorosłych. Trzeba było wszystko dokładnie sprawdzić aby uniknąć przedwczesnej paniki w mieście.
Szczegółowy plan działania i rozmowy uznali za ściśle tajne i nadali im kryptonim „Ka-Ka” od pierwszych liter słów „krzesło” i „korzenie” jako sygnał do rozpoczęcia akcji.

Trudno było tego wieczora powstrzymać senność. Mama włączyła na dobranoc jego ulubione kołysanki i leżała przy nim tak długo dopóki nie przestał się wiercić i leżał dłuższy czas z zamkniętymi oczami. Spróbujcie po dniu pełnym wrażeń, czule przytulać się z zamkniętymi oczami do swojej Mamy a nie zdziwi was wcale, że Królik Dawid, mimo usilnych zmagań, smacznie zasnął.
Obudziło go swędzenie jego nosa. Podrapał się przez sen i przekręcił na drugi bok. Swędzenie nie ustawało. Otworzył oczy i zobaczył w mroku, błyszczące od świateł latarni za oknem, oczy Kici. Powoli zdał sobie sprawę , że to jej wąsy łaskotały go po nosie i że działanie to było celowe. Mieli przecież plan.
Usiadł i powiedział zupełnie głośno: „Ka-Ka”!
Mama natychmiast się obudziła, przetarła oczy i powiedziała zadowolona:
- Powiedziałeś „Ka-Ka”?! Jak pięknie! Ale dlaczego nie śpisz?
Tymczasem obudził się Tata:
-Co się dzieje? -zapytał ziewając.
-Nasz synek powiedział: ”Ka-ka”.- odpowiedziała z dumą Mama.
Kicia prychnęła.
-Naprawdę? Super.-powiedział Tata zaspanym głosem.-Hm. Może to oznacza, że trzeba mu zajrzeć w pieluszkę. Pomóc ci?
Królik Dawid z niezadowoleniem przewrócił oczami -A niech to - pomyślał - że też właśnie teraz moja myśl musiała mi się wymknąć przez gardło. I to jeszcze w tak poważnej sytuacji musiała być zrozumiana w taki sposób.
Minęły długie chwile zanim całe to zamieszanie ucichło i dało się słyszeć spokojny oddech Mamy i lekkie pochrapywanie Taty.
Kicia była tuż obok. Dawid mrugnął do niej dwa razy porozumiewawczo nie chcąc ryzykować znowu wypowiadania nawet w myślach ustalonego hasła.
Udali się cichutko do kuchni. Tam Kicia wskoczyła na parapet okna, wygarniała ziemię z doniczki i zrzucała ją na podłogę, gdzie Królik gromadził ją po trochu pod każdą z nóg krzeseł. Potem Kicia odkręciła zębami nakrętkę dużej butelki pełnej wody mineralnej, która stała pod stołem a Królik przewrócił ją, żeby rozsypana ziemia wchłonęła wilgoć. Następnie, zgodnie ze swoim planem, zmierzyli wysokość nóg stołu i krzeseł przy pomocy nici włóczki z kłębuszka, który Kicia dostała do zabawy. Oderwane dwa kawałki nici wyznaczające wysokość nogi stołu i wysokość nogi krzesła, Królik Dawid porównał do długości ogona Kici. Taką drogą dowiedzieli się, że wysokość nogi krzesła w kuchni równa się dwa ogony a nogi stoły dwa i pół ogona.
Po akcji znów zamrugali do siebie i Kicia pobiegła sprawdzić czy Rodzice się nie obudzili i Dawid może spokojnie wrócić do łóżka.
-Miau- odezwała się cicho, co znaczyło, że droga wolna.

Tata zastał rano Mamę zmywającą podłogę w kuchni.
- Porządki o tak wczesnej porze?- zdziwił się.
- Nie wiem co się działo w nocy. Na podłodze zastałam porozsypywaną ziemię, porozlewaną wodę i kawałki kociej włóczki - żaliła się Mama.
- Kocie szprungi - skwitował Tata, machając ręką..
- Owszem zdarzają się jej niegroźne, nocne szaleństwa ale jeszcze nigdy aż tak nie nabroiła- O! Chyba Mały się obudził.
- Nie przejmuj się. Spokojnie sprzątnij tę błotną kałużę a ja pójdę do Małego. Zobaczymy co mi powie po przebudzeniu.-uśmiechnął się Tata.
Królik Dawid jakby nigdy nic oddał się porannym igraszkom ze swoim Tatą.

Chwilę później przyszła Niania, którą podobnie jak Tatę zdziwiło poranne odkrycie. Zajrzała do pokoju Królika i przywitała się wesoło -Dzień dobry. Choćmuy do kuchni. Czas na śniadanko, Króliczku.
Choć zmęczony po nocnej misji bez oporów poraczkował do kuchni tak bardzo był ciekaw czy podlane krzesło i stół urosły w ciągu nocy. Kicia pobiegła pierwsza i szybko wskoczyła na krzesło i spojrzała w dół na podłogę. Potem prędko znalazła się na stole i znów spojrzała w dół zanim Mama nie zawołała.
- Psik!, dość już nabroiłaś. Spokojnie zjedz - to mówiąc postawiała na podłodze pełną kiciową miseczkę.
Zanim Królik znalazł się w kuchni nogi kuchennych mebli były już zmierzone.
- Bez Miau - zawołała triumfalnie Kicia.
- Swietnie. Bez zmian. Dziękuję Kiciu. Nasze miasto ocalone. Smacznego śniadanka!

Królika Dawida poznawanie świata -TAJEMNICA POMARAŃCZOWEJ KULI

(opowiastka 1)

Po niebie przesuwał się chmurny zwierzyniec. Z mokrego placu przy Domu Królika znikły
zmarznięte kwiaciarki. Liście odklejały się od drzew i przyklejały do chodników. Wiatr niósł malutkie kropelki zimnej mżawki.

W kuchni, w domu Królika dużą, pomarańczową kulę podzielono na kulę wewnętrzną i kulę zewnętrzną. Wewnętrzna przejęła Mama i zajęła się przygotowaniem z niej zupy.

Wewnętrzną skorupę kuli Tata przyniósł do pokoju. Na oczach Królika, który z rozdziawioną buzią przyglądał się temu co się działo, rozpoczęła się fascynująca bitwa. W ręku Taty błyskał nóż a z przyniesionej kuli wypływał pomarańczowy sok. Zwycięski Tata zakończył batalistyczne działania wycięciem otworów w skorupie i wstawieniem w jej środek świeczki. Królik uśmiechnął się do niego z dumą.

Kula po wszystkim, o dziwo nie wyglądała na niezadowoloną. Uśmiechała się nawet a w jej oczach, miłym zwyczajem odległych ludów pełgały żywe ogniki.

-Skąd się wzięła ta kula? -zatapiał się w rozmyślaniach Królik Dawid.-Widziałem nie jednego wieczora podobną na tym wielkim błękicie co z biegiem dnia się przyciemnia za oknem a Rodzice nazywają go niebem. Czyżby Mama weszła tak wysoko, żeby przynieść ją do domu?Pamiętał dobrze, że od czasu wczorajszego wyjścia Mamy z domu do jej powrotu z pomarańczową kulą, minął zaledwie jeden odcinek jego ulubionej bajki w telewizji.
-Czyżby Mama w tak niedługim czasie zdołała wdrapać się tak wysoko i dotrzeć tak daleko? -Co raz więcej pytań krążyło wokół głowy zamyślonego Królika Dawida i w swojej bezsilności nie próbował nawet przepędzić ich jak natrętne muchy.

Spojrzał w okno. Ani śladu kuli na ciemnym niebie. To by się zgadzało.
-Ciekawe jak ona to zrobiła?- zabrzęczało kolejne pytanie. A królicze dociekania rozwijały się jak wełenka z kłębuszka jego Kici.
-Może jeden z podwórkowych gołębi jej w tym pomógł. Ptaki przecież latają po niebie. Nie! -roześmiał się do siebie Królik -Mama jest za duża, żeby dosiąść gołębia.
Kiedyś Tata pokazywał mu wysoko i szybko przesuwające się po niebie, podobne do
ptaków kształty, nazywając je samolotami. Zapamiętał je dobrze. Widział je potem na zdjęciu w książce i wiedział jakie są duże.
-Niejedna mama by się w nich zmieściła.- To wyjaśnienie uspokoiło go. Trwało to jednak krótką chwilę, ponieważ przypomniał sobie jak dużo hałasu robią samoloty, nawet jeśli stają się tylko punktami na niebie. A co dopiero jeśliby wylądowały na jego podwórku. Na pewno by je usłyszał. Lubił nasłuchiwać co dzieje się za oknem a takie dźwięki nie umknęłyby jego uwadze. -Jednak to nie samolot.-skwitował ten pomysł.
Siedział ze zmarszczonym czołem, wpatrzony w wesoły uśmiech kuli i rozmyślał dalej. -Od niedawna Mama ma nowe, ładne buty. Tata powiedziałwczoraj, że są idealne do latania po mieście o tej porze, ale nie wspominał nic o lataniu po niebie!
-Może Mama sama w sobie ma takie możliwości, że jak wyjdzie z domu możesię wybrać gdzie chce i tak szybko jak chce, wrócić. Niania przecież nazywa ją czasem Super Mamą!

Królik Dawid przemieścił się do kuchni aby prawdziwie królewskim zwyczajem złożyć swojej Super Mamie pokłon jako wyraz szacunku. Mama właśnie nalewała zupy do talerzy. Zaniepokojona spojrzała na Królika Dawida, wykonującego zamaszysty, głęboki skłon, przy którym nieszczęśliwie uderzył się czołem w stół. Stało się to bardzo szybko. Wzięła na ręce zapłakanego Królika i mocno przytuliła.

Chwilę później, kiedy pyszna zupka znikła z talerzy a znalazła sobie miejsce w zadowolonych z tego faktu brzuchach, Tata zaproponował wspólny spacer. Było to bardzo dziwne, bo nigdy nie wychodzili razem o tak późnej porze. Królika Dawida czekała nowa przygoda. Roześmiał się radośnie ku uciesze Rodziców i przypomniała mu się wesoła angielska piosenka: "Let's have a picnic in the garden", którą słuchali wspólnie od kilku dni. Jeszcze bardziej zdziwiło Królika to, jak Tata wyjaśnił, że wyprawią się dzisiaj na cmentarz, ponieważ nigdy wcześniej nie słyszał o takim
miejscu. Zanucił więc w myślach nową wersję znanej piosenki: "Zróbmy sobie piknik
na cmentarzu".

Mama z Tatą rozpoczęli przygotowania do wyjścia. Kiedy pakowali Królika w jego ciepły, wyjściowy strój, który nieco krępował ruchy i w którym jego nogi wyglądały słoniowo, rozpłakał się znowu. Nie z powodu stroju ale ze strachu przed wyjściem na dwór, gdzie przecież nie będzie znajomej kuli na niebie, bo stoi w ich pokoju; gdzie jest tylko ciemność i być może nic więcej. Zapłakany popatrzył na zatroskanych Rodziców i wtedy pomyślał, że z taką Super Mamą, która przyniosła do domu kulę prosto z nieba i z takim Walecznym Tatą, który bez trudu wymachiwał nożem przy wycinaniu w kuli otworów, nic mu nie grozi. Zapakowany w swój słoniowy strój
szczęśliwy Królik Dawid czekał gotowy do wyjścia.
-Proszę dziecko na wynos, raz, gotowe -powiedział z uśmiechem Tata do Mamy.

Następnego dnia, rankiem, po przebudzeniu Królik Dawid nie od razu otworzył oczy. Pod powiekami widział jeszcze wspaniałe, pełne światełek, puszystych kwiatów i ludzi miejsce, które odwiedził wczoraj. Kiedy wszystko to zaczęło powoli znikać zamrugał, rozejrzał się po pokoju, spojrzał w okno, gdzie na niebie między kłębiastymi stworami tkwiła jasna, znajoma kula! Jej obecność tak zbiła z tropu Królika Dawida, że zaczął krzyczeć, wzywając tym śpiących Rodziców w rozpaczliwej prośbie o wyjaśnienia. I tak zaczął się kolejny dzień.

Królika Dawida poznawanie świata WPROWADZENIE

(wstęp do opowiastek)

słowo od Niani

Patrząc w oczy niektórych istot, niezależnie o wieku i gatunku możemy zobaczyć naprawdę stare dusze. Oczy Królika Dawida są właśnie takie. Jest za mały, żeby być Królem więc Mama nazywa go Królikiem. Z przyjemnością obserwuję jak uczy się otaczającego świata, jak poznaje go dotykając, miętosząc, wkładając sobie do buzi różne przedmioty w zasięgu swoich króliczych łapek. Często mam wrażenie, że po prostu przypomina sobie wszystko co już wie.
Pomagając Mamie i Tacie w opiece nad Królikiem Dawidem, wzbogacam swoje C.V. o nowe doświadczenia, takie jak: bycie ścianką wspinaczkową, tłumaczem z niemowlęcego,„zachęcaczem” do jedzenia, „bajko-wierszo-śpiewokletką” i licho wie kim jeszcze.
Ze szczerym zdziwieniem przyjmuję za każdym razem przy wyjściu z domu Królika podziękowania, uśmiechy i parę złotych w świadomości, że ja nie będę w stanie wypłacić się nigdy za lekcje życia pobierane od Dawida.
Za namową Mamy Królika opiszę historie niemożliwe, które mniej lub bardziej mają miejsce w tak zwanej rzeczywistości okraszone naszymi wspólnymi śmichami-chichami.
(NAPISAŁAM W PAŻDZIERNIKU, 2007)

21 wrz 2008

fotogramy (2006)

W dużej łazience wynajmowanego mieszkania była ciemnia. Moi przyjaciele zgłębiający tajniki fotografii spędzali tam długie godziny. Towarzyszyłam im nie raz. Polubiłam chemiczną zabawę. Nie wiele dokumentacji pozostało po powstałych w tym czasie serii pocztówek z preparowanego papieru fotograficznego i fotogramów.


Fotogram - obraz uzyskany na materiale światłoczułym, charakteryzujący się określonymi cechami. Wyraz stosowany w kilku znaczeniach:
1. odbitka zdjęcia fotograficznego wykonana w celach artystycznych (jako samoistne dzieło sztuki), lub w celach wystawienniczych (na potrzeby ekspozycji), reklamowych itp. - dzieło pracy fotografika
(...)
3. obraz na materiale światłoczułym, który uzyskano bez użycia specjalnego urządzenia naświetlającego (aparatu fotograficznego, powiększalnika, naświetlarki itp.), a jedynie poprzez naświetlenie materiału światłoczułego przysłoniętego różnego rodzaju przedmiotami półprzezroczystymi lub nieprzezroczystymi (luksografia)

Luksografia (łc. lux ‘światło’ + gr. gráphein ‘pisać’) - metoda otrzymywania obrazów przez bezpośrednie naświetlanie materiałów światłoczułych, na które nałożone są przedmioty o różnym stopniu przeźroczystości; jeden z rodzajów fotogramu. (Wikipedia)







9 wrz 2008

zapal zapał

Kompozycja "KOCI ZAPAŁ"jest tylko jednym przykładem sympatii jaką darzę pudełka zapałek.
Przed Bozym Narodzeniem w 2007 r. w zaprzyjaznionym art-clubie PraCoVnia wcieliłam się w smutną rolę Dziewczynki z zapałkami od której zainteresowani mogli zakupić pojedyncze zapałki z wypisanymi nań drobnym maczkiem przy użyciu pióra i atramentu życzeniami światecznymi i przygotowanymi specialnie na tę okazje recznie malowanymi pudełkami zapałek. Nie podchodziłam do gosci lokalu. Siedzialam przy stoliku z tabliczką: "Dziewczynka z zapałkami". Na pytanie o ich cenę odpowiadałam, że co łaska. Owocem mojej pracy stały się cenne obserwacje ludzkich reakcji i zadowolenie klientów bożonarodzeniowej, bajkowej postaci.


Maciek Kolodyński, wielka postac art-clubu PraCoVnia, jej Król Właściciel zaproponował umieszczenie miniatur moich prac plastycznych na pudełkach zapałek rozdawanych klientom lokalu. Nie wykluczone, że za tym pośrednictwem trafiliście tu. Witam gości. Maćku- dziękuję.



koci zapał 2006

Klimaty Warszawy

"Klimaty Warszawy" to biuletyn informacji kulturalnej dystrybuowany w warszawskich hotelach, restauracjach, punktach informacji turystycznej itd, w którym mam przyjemność publikować swoje rozmowy z artystami.








Zapraszam na stronę:
http://www.klimatywarszawy.eu/ oraz do przeczytania zamieszczonych w blogu artykułów. Ich bohaterowie to perełki tego miasta.

3 maj 2008

foto-plener (Sady Żoliborskie, 05.2007)

Połączone zachwytem nad umajonym parkiem Sady Żoliborskie Alicja, Karolina i ja wczesnym rankiem z aparatami, walizami i manekinem Lucjanem weszłyśmy w ten uroczy plener. (autorem zamieszczonych tu fotografii jest Karolina Czarska).












20 kwi 2008

w oczach Alicji (fotografie)

Mam dużo szacunku do artystycznych poszukiwań Alicji Pietras. (czy ona o tym wie?) Bardzo mi miło stawać się czasem bohaterką jej fotografii. Wspólnie czarować. Zaklinać nastrój. Nasz kontakt model-fotograf to zwykle specyficznie intymne chwile. Ja w oczach Alicji czasem sama siebie nie poznaję.

Więcej jej prac można zobaczyć:
http://www.wsfoto.art.pl/galeria_studium.php?IDS=1097
http://www.art-space.net/pietras.html
www.szaredni.pl

Sarbiewskiego, 03.2007:





Sady Żoliborskie, 05.2007:



lasek bielański, 01.2004:





darłowska, 2005 :






studio wsf, 2004:


Bieszczady, 09.2004: